wypowiedź Tomasza Adamskiego dla "Magazynu Muzycznego" (nr 2/1986)

Działający od kilkunastu miesięcy, a może trochę dłużej, zespół Siekiera bardzo szybko zdobył rozgłos. Jego występ w Jarocinie w roku 1984 przez niektórych przyjęty został jak objawienie, innym dał pretekst do umoralniających wywodów na temat młodzieży, jej stanu ducha i umysłów.
O zespole Siekiera opowiada jego lider, Tomasz Adamski.

Zaczęło się właściwie od przypadkowego występu w warszawskim klubie "Remont ". Graliśmy wcześniej w Puławach, skąd grupa pochodzi, ale tamte występy, na bardzo lichym sprzęcie, dla ludzi, którzy po raz pierwszy zetknęli się z muzyką tak ostrą, agresywną, oceniamy dziś jako nieistotne. Nie wiem, jakie były odgłosy po występie w "Remoncie", myślę jednak, że zwróciliśmy uwagę: być może nasza muzyka, nasz wygląd, zaszokowały trochę warszawską publiczność.

Co było potem? Wróciliśmy do Puław. Do udziału w festiwalu jarocińskim zgłosiliśmy się bez przekonania. Nie pamiętam dokładnie, co wtedy myśleliśmy, ale był to właściwie żart. Ku naszemu zaskoczeniu okazało się, że wysłane przez nas nagrania spodobały się; że nie tylko wystąpiliśmy w Jarocinie, ale znaleźliśmy się wśród ośmiu zespołów wyróżnionych. Otrzymaliśmy nawet nagrodę i to nie byle jaką - wzmacniacz, który można wycenić na około sto tysięcy.

Po tym sukcesie w Jarocinie zaproszono nas do udziału w kilku imprezach, takich jak "Rock na wyspie" czy "Róbregae", graliśmy też w "Stodole". Ale nic z tego nie wynikało. Nasza muzyka była zbyt agresywna, wzbudzała obawy. Tak czy inaczej, Siekiera nie mogła na przykład liczyć na czyjąś stałą opiekę impresaryjną. Do dziś jesteśmy zespołem, który działa bez menażera, pomaga nam jedynie Spółdzielnia Mieszkaniowa z Puław. Zainteresował się nami Walter Chełstowski, organizator festiwalu w Jarocinie. Wybrał on kilka mniej znanych nowych zespołów, takich jak Variete, Made In Poland, Aya RL, Madame, chyba lssiael, no i Siekiera. Zaproponował wspólne działanie, utworzenie czegoś w rodzaju wspólnego frontu. Na pierwsze, jedyne zresztą spotkanie z ekipą pana Chełstowskiego jechaliśmy z nadzieją i wiarą, licząc na pomoc. Spotkanie przebiegało w atmosferze podniosłej. Padły tam różne górnolotne sformułowania, o tym, że możemy - my, to znaczy wszystkie wymienione zespoły- utworzyć nową czołówkę rockową w Polsce, i co więcej, że nasza muzyka ma szansę zaistnieć w Europie. Trochę mi się chciało śmiać, jak tego słuchałem...

Walter Chełstowski przeliczył się bardzo. Myślał na przykład, że zespoły tak różne, jak Aya RL czy Siekiera stworzą wielką rodzinę, że będziemy się wszyscy wzajemnie kochać, że - w końcu - przyjmiemy różne warunki, pójdziemy na różne ustępstwa. Na spotkanie każdy zespół przywiózł na przykład własne nagrania i przedstawił je pozostałym, po czym wszyscy kolejno wypowiadali się, krytykowali, radzili. Bardzo mi się to nie podobało. Myślę, że na przykład zespół Aya RL, który wykonuje muzykę odmienną od naszej, nie może mnie niczego nauczyć, niczego doradzić. Chętnie zgodziłbym się na wspólne działanie, gdyby polegało ono na pokonywaniu trudności administracyjnych i tym podobnych, a nie na wzajemnym wymuszaniu kompromisów. Do drugiego spotkania nie doszło, ja w każdym razie nic na ten temat nie wiem. Jeśli ktoś rzeczywiście skorzystał na współpracy z Walterem Chełstowskim - nie wiem tego na pewno - to być może zespoły, które mogły liczyć na sukces komercyjny, a więc Aya RL i Madame. Dla nas jedynym efektem było to, że dwa utwory grupy- "Fala" oraz "Idzie wojna" - znalazły się na płycie Poltonu "Fala". Było to pewne wyróżnienie dla zespołu, zastanawiałem się jednak, zastanawiam się do dziś, czy publikowanie nagrań koncertowych o tak niskiej jakości ma rzeczywiście sens.

Zespół Siekiera kilkakrotnie zmieniał skład. Oprócz mnie, od początku występuje z grupą tylko basista Dariusz Malinowski. Po wspomnianym wcześniej występie w "Stodole" rozstaliśmy się z wokalistą Tomaszem Budzyńskim, który później założył zespół Armia. Słyszałem nagrania zrealizowane przez tę grupę dla Tonpressu. Całkiem przyzwoite, chociaż - moim zdaniem - za dużo w tej muzyce dzieje się niepotrzebnych rzeczy. Nie wierzę w zespół bez lidera, kiedy każdy ma coś do dodania i w końcu nikt nie wie, o co naprawdę chodzi. Dlatego właśnie rozstałem się z Budzyńskim. Ja od początku czułem się liderem Siekiery - komponowałem, pisałem wszystkie teksty - i zależało mi na tym, aby moja rola w zespole była dla wszystkich jasna. Musieliśmy się rozstać. Może lepiej, że tak się stało.

W tym samym okresie co Budzyński, odszedł też dawny perkusista. Zastąpił go Zbyszek Musiński. Doszedł też Peweł Młynarczyk, który gra na syntezatorze. Wcześniej występował z bardzo kiepską grupą ZOO, ale jest to zdolny muzyk. No i posiada instrument, o którego wykorzystaniu od pewnego czasu myśleliśmy. Wokalistą zespołu jest w tej chwili basista - Dariusz Malinowski.

*

Słuchaliśmy i słuchamy grup punk-rockowych, ale też innych wykonawców, jacy pojawili się w ostatnim dziesięcioleciu, takich jak DAF, Killing Joke, PIL, New Model Anny, Dead Can Dance, Dome i oczywiście Joy Division. Słuchamy tej muzyki, która wydaje się nam najbardziej prawdziwa dzisiaj, która jest czysta, w której nie ma łajdactwa a jest godność; muzyki wyzwalającej w człowieku autentyczne zachowania stłumione przez cywilizację. l chcieliśmy, aby nasze utwory były właśnie takie.

Muzyka zespołu zmienia się, co niektórzy mają nam za złe. Nazwano nas zespołem punk-rockowym, a kiedy zaczęliśmy robić coś, co z punk-rockiem przestało się kojarzyć, wielu słuchaczy stwierdziło, że jesteśmy zdrajcami. Sięgamy dziś głębiej, co nie znaczy, że nie jest to ta sama muzyka co dawniej, ten sam czas, ta sama epoka. Rotten zaczynał jako wokalista Sex Pistols, dzisiaj prowadzi PIL.

Zdaję sobie sprawę z tego, że wiele osób uzna sam fakt nagrania przez Siekierę płyty (rozmowa przeprowadzona została w trakcie nagrywania przez zespół albumu dla firmy Tonpress) za niegodny nas - skoro jesteśmy grupą "podziemną" - kompromis. Ci sami ludzie, którzy tak powiedzą, nie stawiają podobnych zarzutów wykonawcom zagranicznym. Gdyby nie nagrania, nigdy nie dowiedzieliby się o istnieniu tych zespołów. Jest możliwość nagrania płyty - a powstała ona po występie w Opolu, gdzie wzięliśmy udział w zorganizowanym pod patronatem Tonpressu konkursie grup rockowych - nagrywamy ją więc. Zaproponowano nam zrobienie teledysku - zrobimy go. Nie będziemy, rezygnować z możliwości dotarcia do publiczności. Nie zabiegam o to, aby nasze utwory trafiły na listy przebojów, ale nie będę się przed tym bronił.

Być może popełniliśmy błąd udostępniając dwa nagrania - "Jest bezpiecznie" oraz "Ja stoję, ja tańczę, ja walczę" do filmu Andrzeja Trzosa-Rastawieckiego "Jestem przeciw". Uwierzyłem, że będzie to pierwszy w Polsce prawdziwy film o problemach młodzieży uzależnionej od narkotyków. Po obejrzeniu "Jestem przeciw" muszę powiedzieć, że zawiodłem się: moim zdaniem, jest to marny film. Daliśmy w dodatku nagrania amatorskie, niedopracowane, trochę tylko poprawione przez Jerzego Janiszewskiego; takiej "zdechłej" muzyki domagał się jednak reżyser. Nie znaczy to, że wstydzimy się tych nagrań. Mają one wiele autentyzmu.

W swych tekstach nie wypowiadam się w niczyim imieniu, nie jestem bojownikiem niczyjej sprawy. Punk, muzyka ostatnich lat, nasza muzyka, niczego nie wygrały i niczego nie wygrają. Nie o to chodzi. Największą wartością tej muzyki jest jej estetyka, zupełnie nowa estetyka, odpowiadająca naszym czasom oraz swoista poezja zawarta w tekstach. Wierzę, że muzyka ta może dać słuchaczom - młodym ludziom dzisiaj - przeżycie, którego rzeczywistość, pusta i bezkszłatna, nie da im. I na tym polega sens naszej działalności.


Notował: WIESŁAW WEISS

powrót na górę strony
powrót do artykułów prasowych